Walczyli w proporcji czterdzieści do jednego.
Pewnie wielu z Nas pamięta z lekcji historii, co wydarzyło się podczas wojny Greków z Kserksesem, królem Persji w wąwozie termopilskim. Historia ta jest opiewana w tysiącach tekstów, obrazów, oraz filmów (ostatni z nich „300”). O tym, co działo się w dniach 7-10 września 1939 roku w okolicy małej wsi Wizna nad Narwią, nie nakręcono ani jednego filmu, a ludzie, którzy polegli w tamtych dniach broniąc linii Narwi dla wielu pozostają nieznani.
Bitwa pod Wizną, a w szczególności walki na odcinku obronnym „Wizna” trwające od 7 do 10 września często bywa określana jako polskie Termopile a kapitan Władysław Raginis, jako polski Leonidas. Nazwanie tej bitwy polskimi Termopilami wynikało z trzech powodów Po pierwsze: pod Wizną podobnie jak pod prawdziwymi Termopilami, dysproporcja sił pomiędzy walczącymi stronami była ogromna. Pod drugie: bezprecedensowa postawa dowódcy obrony tego odcinka. I po trzecie: obojętność tych, którzy mogli przyjść walczącym na pomoc była prawie dla nich tak samo bolesna jak zdrada Greka, który przeprowadził Persów na tyły zastępów Leonidasa.
Początek walk
Młody, trzydziestojednoletni, urodzony na Łotwie w Dyneburgu kapitan Władysław Raginis dowództwo odcinka obrony pod Wizną objął 2 września. Umocnienia, które miały stanowić główne pozycje obrony zaczęto budować w kwietniu 1939 roku. Linia fortyfikacyjna nie została nigdy dokończona, przeszkodziła w tym agresja niemiecka, rozpoczynająca II wojnę światową. Zdążono wybudować sześć ciężkich oraz siedem średnich schronów bojowych. Budowa czterech kolejnych nie została zakończona. Wykonano również zapory przeciw piechocie i zapory przeciwczołgowe. Porozstawiane zostały zasieki z drutu kolczastego oraz zaminowano znaczną część terenu. Umocnienia obsadzono 700 żołnierzami dowodzonymi przez 20 oficerów. Podstawowe uzbrojone stanowiło 6 armat kalibru 75 mm, 24 ciężkie karabiny maszynowe, 18 ręcznych karabinów maszynowych oraz 2 karabiny przeciwpancerne.
Załoga wizeńskich bunkrów mogła być wsparta przez rozmieszczone nieopodal linii obrony duże zgrupowanie wojsk polskich - Grupę Operacyjną "Narew". Raginisowi obiecano poza tym wsparcie ze strony załogi twierdzy Osowiec.
Przebieg walk w dniach od 3 do 7 września, kiedy to pod Wiznę podeszły oddziały jednostki 10 Dywizji Pancernej nie zapowiadał piekła, jakie się zbliżało. Obrońcy walczyli z lotnictwem i poddziałami rozpoznawczymi. W nocy z 7 na 8 września niemieckie patrole przeprawiły się przez Biebrzę w kierunku Giełczyna, zostały jednak natychmiast odparte.
Główne uderzenie
W nocy z 8 na 9 wrześnie zaczęła się główna ofensywa na odcinek obronny "Wizna".
W składzie XIX Korpusu Pancernego dowodzonego przez Heinza Guderian jednego z najlepszych niemieckich generałów, który szturmował polskie pozycje znajdowała się brygada forteczna, dwie dywizje pancerne i jedna zmotoryzowana. Łącznie korpus liczył około 42000 żołnierzy, w tym 1200 oficerów. Dodatkowo 350 czołgów, 108 haubic, 58 dział lekkich, 195 dział przeciwpancernych, 108 moździerzy, 188 granatników, 288 ciężkich karabinów maszynowych, 689 ręcznych karabinów maszynowych. Dysproporcja sił była ogromna. Po stronie Polski kapitan Raginis z garstką obrońców a po stronie Niemiec generał Guderian na czele czterech wielkich jednostek posiadających wsparcie lotnictwa.
Po pierwszym, tragicznym dla najbardziej wysuniętych polskich placówek starciu kpt. Władysław Raginis i jego zastępca por. Stanisław Brykalski, dowódca szczupłej polskiej artylerii liczącej sześć armat, złożyli przysięgę, że nie opuszczą żywi powierzonej sobie placówki. Zrobili tak jak kilka wieków wcześniej bohaterowie „Trylogii” Henryka Sienkiewicza w Kamieńcu Podolskim broniąc się przed Turkami.
Rozpoczęło się piekło. Na polską obronę posypały się pociski artyleryjskie. Równocześnie Luftwaffe bombardowało pozycje obronne oraz zaplecze, niszcząc most pod Strękową Górą. Naloty spowodowały duże straty wśród polskiej artylerii. Por. Stanisław Brykalski został śmiertelnie raniony odłamkiem. Popołudniem Niemcy zdobyli północny odcinek "Giełczyn". Obrońcy, którzy przeżyli, wycofali się, wynosząc rannego dowódcę. Odcinek południowy pod dowództwem kpt. Raginisa również był zasypywany ogniem nieprzyjaciela. Pomimo beznadziejnej sytuacji prowadzono uporczywą walkę. Wielu obrońców poległo, byli również ranni, w tym por. Raginis. Około godziny 18 czołgi niemieckie przełamały obronę. Część żołnierzy wycofało się, reszta poschodziła do schronów, ostatniego punktu obrony. Wieczorem pomiędzy schronami bojowymi przenikały niemieckie czołgi, dostając się do Tykocina i Zambrowa. Kpt. Raginis dowodził swoimi żołnierzami z położonego na najwyższym wzniesieniu bunkra w Strękowej Górze. Kiedy 10 września Niemcy zbliżali się do tej placówki, Raginis był już ciężko ranny. Rozkazał swoim żołnierzom opuścić bunkier, a kiedy pozostał sam, rozerwał się granatem ręcznym.
Kapitan Wacław Schmidt, dowódca jednego ze schronów, tak relacjonował wydarzenia 9 września: Około godziny 15 straciłem pierwszy ckm i zostałem tak oślepiony, że straciłem wzrok. Do godziny 18 nieprzyjaciel uszkodził wszystką broń maszynową w obiekcie, raniąc ciężko mnie i pięciu szeregowców. Stan rannych w jednej zupełnie ciemnej izbie wśród stłoczonych 26 ludzi stale się pogarszał, broni maszynowej już nie było… Zdecydowałem się poddać obiekt. Każdy żołnierz, jak również i ranni, który wydostał się przez wyjście zapasowe, został przez żołnierzy niemieckich dotkliwie skopany i pobity. Wychodząc przedostatni ze schronu, dostałem postrzał w głowę z pistoletu. Następnie, gdy straciłem świadomość, zostałem, jak mi opowiadano, skopany.
Niemiecki oficer Malzer w taki sposób opisywał zdobycie schronu w Kurpikach: Czołowe natarcie na schron nie doprowadziło do celu. Dowódca saperów zdecydował się zatem obejść schron i podejść skrycie przez małą wieś Kurpiki. Przez zamienioną w zgliszcza wieś oddział szturmowy uderzył skośnie na schron, który wciąż ostrzeliwał naszą piechotę. W tym czasie nadjechały nasze czołgi, pod ich osłoną odział szturmowy zbliżył się do schronu. Czołgi otworzyły ogień na strzelnice schronu i przygniotły obsługę polskich karabinów maszynowych do ziemi. Wobec tego udało się jednemu z naszych saperów podejść do drzwi wejściowych schronu i umieścić tam ładunek wybuchowy. Pod wpływem silnej detonacji drzwi odskoczyły. Wejście jednak zostało natychmiast zabezpieczone. Twardzi obrońcy polscy nie chcieli w żadnym wypadku zaprzestać walk i nasz oddział został ponownie zasypany pociskami z broni maszynowej. Mimo to drugi saper podczołgał się do strzelnicy karabinu maszynowego – eksplodował ładunek wybuchowy i karabin zamilkł. Próba wtargnięcia do schronu spełzła na niczym, ponieważ kopuła nadal była nieuszkodzona, a z niej polski karabin maszynowy trzymał nas dalej pod ogniem. Szybko podjęto decyzję uporania się z kopułą. Jeden z saperów ukrył się za wieżyczką czołgu, który wjechał na ścianę schronu. Dwa karabiny maszynowe, które dotychczas prowadziły szalony ogień, zostały zniszczone. Ale i teraz Polacy nie poddali się, mimo że ich broń uległa zniszczeniu. Jeden z saperów wszedł ponownie na schron, wrzucił przez strzelnicę kopuły kilka granatów ręcznych. Dopiero w ten sposób został skutecznie złamany opór Polaków. W schronie znaleźliśmy 7 zabitych.
Spóźniona pomoc
W tym czasie Grupa Operacyjna "Narew" dowodzona przed generała Młot-Fijałkowskiego, biernie oczekiwała na rozkazy marszałka Śmigłego-Rydza nakazujące udzielenie pomocy obrońcom Wizny. Dopiero 10 września z pobliskiej twierdzy Osowiec wysłano posiłki mające pomóc obrońcom odcinka Wizna. Po stwierdzeniu, że obrona Narwi na tym odcinku została złamana, oddziały polskie wróciły do Osowca. Za plecami miały już jednak czołowe oddziały XIX Korpusu Pancernego, które po zdobyciu Wizny ruszył do ataku na pozostające do tej pory w bezczynności oddziały GO „Narew”.
Epilog
Po bitwie obliczono, że na jednego walczącego Polaka przypadało czterdziestu Niemców. Schrony były dodatkowo bombardowane przez lotnictwo, a ich lokalizacja i fakt, że linia obrony budowana od wiosny 1939 roku była nieukończona, powodował, że nie mogły one osłaniać się wzajemnie ogniem. Niemcy likwidowali je więc jeden pod drugim. Ta likwidacja nieosłoniętych schronów bronionych przez garstkę żołnierzy trwała trzy dni. Po bitwie Heinz Guderian twierdził, że działo się tak na skutek błędów popełnianych przez jego podwładnych, a nie dlatego, że opór polskich żołnierzy był tak silny. Sławny generał wolał zasugerować, że jego oficerowie to durnie, niż przyznać, że nie potrafili przez trzy dni pokonać polskich żołnierzy, mając przewagę 40:1.
Obrona Wizny zapisała się w kartach historii na równi z takimi wydarzeniami jak obrona Westerplatte, Helu, Warszawy czy też tak bliskiej Nam Węgierskiej Górki. Jednak wydarzenie to jest mało znane i niejednokrotnie pomijane. Heroiczna walka obrońców ukazała niezłomny duch narodu polskiego wobec niemieckiego agresora. Obrońcy złożyli życie na ołtarzu ojczyzny, całkowicie oddając się słusznej sprawie. Nie bez powodu obrona Wizny nazywana jest "polskimi Termopilami". Po wojnie umieszczono tam tablicę z napisem:
"Przechodniu, powiedz Ojczyźnie, żeśmy walczyli do końca, spełniając swój obowiązek."
Obrona Wizny stała się również tematem jednej z piosenek szwedzkiego metalowego zespołu muzycznego Sabaton. Utwór nosi nazwę "40:1", czym zwraca uwagę na dysproporcję sił obu armii. Stworzenie tego utworu tłumaczył Joakim Broden, lider szwedzkiego zespołu:
Polski fan przesłał nam kiedyś informację o bitwie pod Wizną. Kiedy przeczytaliśmy o czynach kapitana Władysława Raginisa i jego przyjaciół, była to dla nas tak nieprawdopodobna historia, że sądziliśmy najpierw, iż nie może być prawdziwa. Taka niesamowita odwaga, by 720 żołnierzy stawiało opór 42 tys. Niemców! Uznaliśmy natychmiast, że to najbardziej interesująca bitwa w historii i oczywiście napisaliśmy o tym piosenkę "40:1".
Źródła:
Przemysław Dymek, Samodzielna Grupa Operacyjna Narew 1939, Poznań 1999.
Heinz Guderian, Wspomnienia żołnierza, Warszawa 1952.
Zygmunt Walter Janke, Obrońca Wizny – Kapt. Władysław Raginis, Wrocławski Tygodnik Katolików, 1966, nr 42.
Tadeusz Jurga, Obrona Polski 1939,Warszawa 1986.Zygmunt Kosztyła, Obrona odcinka „Wizna” 1939, Warszawa 1976.
autor: Raptor