- Szczegóły
- Opublikowano: 10 czerwiec 2011

Był człowiekiem o gołębiem sercu, życzliwym, niosącym pomoc potrzebującym, pasjonatem społecznym a nadewszystko cechował go wielki patriotyzm i kultywowanie pięknych tradycji chrześcijańskich w narodzie.

Ignacy Cichoń na zdjęciu z prawej. Autor fotografii nieznany.
Ignacy Cichoń urodził się w 1880 r., w Czernichowie k. Krakowa, jako syn Pawła i Agaty. Ojciec Ignacego był znanym muzykiem organowym a zarazem organistą parafii Czernichów.
Młody Ignacy chodził do szkoły powszechnej w Czernichowie a dodatkowo od młodych lat chłopięcych pobierał lekcje gry organowej u swojego ojca. Mając dobry słuch robił szybkie postępy w muzykowaniu, przy tym odznaczał się też pięknym głosem, który to w Jego przyszłym zawodzie miał odegrać ważną rolę. Po skończeniu szkoły powszechnej dalszą edukację odbywał w Krakowie, gdzie uczył się zawodu introligatora. Będąc w przyszłości organistą miał dostęp do dzieł sztuki pisarskiej - woluminów ręcznie pisanych, w szczególności starodruków kościelnych. Pozwoliło mu to przy jego zdolnościach artystycznych nabytych z zamiłowania ratować cenne dzieła. Ojciec widząc w synu przyszłego organistę zadbał o to, aby pobierał naukę języka łacińskiego, którego znajomość w tamtych czasach była niezbędna do wykonywania tego niełatwego a zarazem pięknego i zaszczytnego zawodu.
W 1902 r. zawiera związek małżeński z Panią Stefanią Meus urodzoną w parafii Czernichów. Podobnie jak mąż Ignacy wywodzi się z rodziny wielodzietnej - katolickiej, gdzie dzieciom wpajano miłość do Boga, Ojczyzny i bliźnich. Ślub odbył się w kościele św. Piotra i Pawła w Krakowie a sam młody Pan występował w mundurze wojskowym, gdyż odbywał w tym czasie służbę wojskową. Wśród rodzeństwa młodej Pani byli: brat Henryk - inżynier rolnik, legionista, który walczył na wielu frontach I wojny światowej, jak i w obronie granic odrodzonej Polski po zaborach, drugi brat Stanisław to kapelan wojskowy w stopniu pułkownika, a później znany proboszcz Fary Żywieckiej przez ponad 20 lat (+1698 r.)
W roku 1905 Ignacy Cichoń wraz z nowo założona rodziną i całym swym dobytkiem przybywa do Cięciny. Podróż z Czernichowa na pierwszą posadę organisty trwa kilka dni. Trasę tą w ówczesnym czasie można było pokonać tylko furmanką. Proboszcz parafii Cięcina pod wezwaniem św. Katarzyny Aleksandryjskiej ks. Władysław Dobrzański powierzył Mu również obowiązki urzędnika kancelarii parafialnej. Dnia 15 grudnia 1910 r. umiera ks. Władysław Dobrzański. Za jego proboszczowania w ostatniej dekadzie XIX wieku powiększony został cięciński kościół i gruntownie odrestaurowane wnętrze. W uroczystościach pogrzebowych "strzyżyckie organy" rozbrzmiewają żałobnymi melodiami, to organista Ignacy Cichoń wraz z parafianami żegna swojego wielkiego dobrodzieja.
Ignacy Cichoń po przyjeździe do Cięciny dał się zaraz poznać jako dobry organizator - społecznik. Zostaje współzałożycielem Kasy Stefczyka (Spółki Oszczędnościowo-Pożyczkowej z siedzibą w Cięcinie, założonej 21. czerwca 1911 r., której kontynuacją jest dzisiejszy Bank Spółdzielczy w Węgierskiej Górce przyp. red.). Ma również udział w założeniu w 1912 roku na terenie Cięciny organizacji "Sokół", której członkami są później czterej jego synowie: Stanisław, Stefan, Eugeniusz i Jan. Jan to znany później gimnastyk oraz wykładowca (Liceum Ogólnokształcącego) Gimnazjum im. Mikołaja Kopernika w Żywcu.
W 1914 r. Ignacy Cichoń zostaje wcielony do Armii austryjackiej na I Wojnę Światową. Jego inteligencja oraz kultura osobista pozwoliła Mu na szybki awans oficerski i wielki szacunek wśród braci żołnierskiej. Przez młodych żołnierzy polskich, których przygotowywał na front został ochrzczony przydomkiem "Tatuś", był to dowód iście ojcowskiej miłości do żołnierzy, którym groziło wielkie niebezpieczeństwo na polach walki.
Po pięciu latach wojennej tułaczki wraca szczęśliwie do Cięciny, dalej pełniąc służbę w kościele parafialnym św. Katarzyny jako "duda" Boży. Wrażliwy na piękno, zakłada amatorskie kółko teatralne, w którym sam jest aktorem i reżyserem. W niedzielne popołudnia tłumnie gromadzą się Cięcinianie w sali nowego Kółka Rolniczego, gdzie odbywają się przedstawienia sztuk znanych polskich autorów, które wśród oglądających wskrzeszały ducha patriotyzmu, tak bardzo potrzebnego w tym czasie naszemu społeczeństwu. Przed Kółko Rolnicze zajeżdżały kolasy z urzędnikami Huty Węgierska Górka i z jej znanym dyrektorem Buzkiem, również dyrektorem Władysławem Nowakiem, co świadczyło o wysokim poziomie amatorskiego teatru w Cięcinie wraz z jego reżyserem Ignacym Cichoniem świadomym tego, że to co robi jest również kulturalną rozrywką dla Cięcinian. Dochód z przedstawień teatralnych jak i innych imprez kulturalnych w większości przeznaczany był na cele dobroczynne.
Ignacy Cichoń utrzymywał bliskie kontakty z uczestnikami wojny obronnej w 1919 i 1920 roku - było ich w Cięcinie około 50-ciu, z których kilkunastu oddało swe życie w obronie ukochanej Ojczyzny. Szczególną przyjaźnią darzy kapitana Ciapkę - weterana frontów wojennych - "Piłsudczyka", który za udział w wojnie obronnej z bolszewikami w 1920 roku został odznaczony dwoma Krzyżami Walecznych.
Wraz z synem Janem byli znanymi hodowcami gołębi pocztowych, przez które o mało życia nie stracił. Kiedy w sierpniu 1939 roku Niemcy przygotowywali się do przekroczenia granicy, aby zbrojnie napaść Polskę, wojsko polskie zarekwirowało gołębie Cichonia na służbę pocztową armii. Harcerze cięcińscy, a był wśród nich między innymi znany aktor Antoni Jurasz, w wiklinowych koszach wywozili gołębie w kierunku Baraniej Góry, a te wracały do dowództwa Wojska Polskiego z meldunkami o sytuacji nadgranicznej - o przegrupowaniach wojsk niemieckich na terenach przygranicznych w Czechosłowacji.
Trzeciego września, po przełamaniu obrony polskiej w Węgierskiej Górce, kiedy to Niemcy wkroczyli do Cięciny, Ignacy Cichoń został aresztowany jako niebezpieczny wróg III Rzeszy. Zaraz dostał do rąk łopatę od Niemców, żeby kopał sobie grób, nad którym miano go rozstrzelać. Zna dobrze język niemiecki i broni się jak może, tłumaczy, że jest Polakiem i gdyby nie oddał gołębi polskiemu wojsku, to oni skazaliby go na śmierć. Pogodził się już z losem i mówi Niemcom, że "gdy zamkniecie mi oczy, to ja zaraz zobaczę Boga". Śmiali się z niego, dodając, że "diabła zobaczy a nie Boga". Zrządzeniem boskim do egzekucji nie doszło, gdyż nadjechał duży samochód ciężarowy, wypełniony mężczyznami (więźniami), do którego wciągnięto organistę. O tej dramatycznej scenie pisze w kronice parafialnej Cięciny proboszcz ks. Jan Bryndza. Samochód z więźniami pojechał przez Juszczynę w stronę Jeleśni. Mieszkańcy Juszczyny rozpoznali wśród więźniów organistę z Cięciny Ignacego Cichonia, jak ruchami rąk żegnał się ze swoimi parafianami (w tym czasie Juszczyna należała do parafii Cięcina), był w białej koszuli z przewiązaną na ramieniu chustką jako niebezpieczny przestępca (na podstawie zeznań mieszkańców Juszczyny). Wraz z innymi więźniami zostaje wywieziony w głąb Rzeszy, do Bawarii na przymusowe roboty. Gdzie zostali zapędzeni jak bydło do pustych stodół. Ilu nas było? Trudno powiedzieć, ale na pewno kilkaset, mówił po powrocie Ignacy Cichoń. Pracowali w kamieniołomach, nie mając ciepłej strawy, ani ciepłych ubrań w bardzo mroźną i śnieżną zimę z 1939 na 1940 r. Pomimo, że sam cierpiał niedostatek i rozłąkę z rodziną, pomagał chorym i wątpiącym współwięźniom i tutaj pomocna mu była znajomość języka niemieckiego, również i łacińskiego.
Kiedy nadeszła Wigilia Bożego Narodzenia 1939 roku Pan Cichoń postarał się o chleb, z którym wchodził do stodół jak organista z opłatkami. Łamiąc go składał wszystkim życzenia zdrowia, sił, aby przeżyli to piekło i powrócili do swoich rodzin. Był płacz i tęsknota za najbliższymi o losach których nic nie wiedzieli. Gdy zaczęli śpiewać staropolskie kolędy, na twarzach pokazała się radość, a w sercach rosła nadzieja, że Boża Dziecina wysłucha ich prośby, że rychło powrócą do swoich rodzin. Ignacy Cichoń oprócz wymienionych czterech synów miał jeszcze sześć córek - Jadwigę, Natalię, Cecylię, Bronisławę, Władysławę i Marię.
Końcem miesiąca lutego 1940 roku cały obóz został rozwiązany a więźniowie uwolnieni. Wagony towarowe woziły ich z powrotem do Polski. O głodzie i chłodzie na bocznicach kolejowych stali przez kilka dni, zapomniani przez wszystkich. Ignacy Cichoń wrócił do Cięciny w okropnym stanie, przez długi miesiące leżał w łóżku, troskliwie opiekowany przez rodzinę. Choć nie w pełni zdrowia i sił, których już do końca życia nie odzyska. Siada przy pulpicie klawiszy organowych i gra na Chwałę Bożą, dziękując za ocalenie życia.
W roku 1942 Niemcy zaproponowali Mu podpisanie folklisty a z nią godziwe warunki do życia wraz z całą rodziną. Będąc prawdziwym patriotą odrzucił współpracę z Niemcami, za co zaraz został wyrzucony z własnego domu, który zajął osadnik niemiecki Georg Wagner. Wojna się kończy, wszystko trzeba zaczynać od nowa, a On w poczuciu chrześcijańskiego i patriotycznego obowiązku odwiedza chorych i rodziny skrzywdzonych przez wojnę, niosąc im współczucie i w miarę możliwości pomoc materialną.
Nadchodzi rok 1955, a wraz z nim piękny jubileusz 50-lecia prac Ignacego Cichonia w parafii Cięcina. Stary zabytkowy kościół drewniany z I-szej połowy XVI-go wieku, niedawno odrestaurowany (1948-50), nie może pomieścić wszystkich wdzięcznych parafian z Wieprza, Juszczyny, Bystrej, Brzuśnika, Węgierskiej Górki i Cięciny, którzy zgromadzili się na złotym jubileuszu gry organowej. Ze starych organów wydobywają się melodyjne tony, a wśród nich mocny i wyrazisty śpiew pana organisty, wkomponowany w barokowy wystrój kościoła, jak w okresie jego młodości. Śpiew i granie, którego dzisiaj prawie po 40-tu latach (wspomnienie spisane w 1994 r. przyp. red.) nie mogą zapomnieć starsi parafianie. Później były podziękowania i życzenia wszystkich stanów parafii Cięcina, wśród nich wiersz napisany przez nauczyciela Stanisława Wróbla:
Lat już 50 kiedy w naszej Farze
oddałeś w służbę Bogu swoje siły.
Pół wieku przeszło przed Pańskim ołtarzem
z dźwiękiem organów śpiew Twój rzewny miły,
głoszący wielkość Bożą, proszący dla nas biednych
Bożej łaski, sławiący imię Boże, Marii z ranną zorzą
oraz cnotliwe życie Świętych Pańskich.
Ty tak dzień po dniu, stale nie strudzenie
poświęcasz Bogu swoje życie całe
rozbrzmiewa kościół Twoim miłym pieniem
nam na pożytek, a Bogu na chwałę.
Niech Cię za zbożne trudy i za serce pełne miłości,
Boga i dobroci, po ziemskiej żmudnej, twardej
poniewierce, Bóg blaskiem chwały czystej ozłoci.
A pokąd gościsz wśród ziemskich rozdroży,
niech wlewa na Cię siły pokrzepienia
i w sercu Twoim radość szczęściem mnoży,
od wszelkiego osłania cierpienia.
Pół wieku przeszło, szmat życia nie mały,
lecz Tobie chwilą wydaje się przecie.
Żyj sto lat w zdrowiu, byś dla Bożej chwały
mógł święcić znowu sześćdziesięcio-lecie!
Gdyby Ignacy Cichoń swój jubileusz obchodził później, otrzymałby honorowe odznaczenie PRO ECCLESIA ET PONTIFICE, które nadaje Papież.
Przez kilka lat gra jeszcze na swoich ulubionych organach, które musi pożegnać z powodu opuszczających Go sił. Umiera 4. sierpnia 1964 r. w wieku 84 lat. Pochowany na cięcińskim cmentarzu.
Spisano na podstawie kroniki rodzinnej, parafialnej i zeznań żyjących jeszcze świadków.
Wawrzyniec Ficoń
Zobacz także:
Zaproszenie na 100 - lecie Banku Spółdzielczego
Kpt. Józef Magórski - Ciapka
Sławni Cięcinianie - część II Antoni Jurasz
Komentarze
Fotografia na której widzimy Pana Cichonia też jest prawdziwą perełką tak jak i tekst...
Pozdrawiam!
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.