wtorek, 28, listopad 2023

Przedstawiamy sylwetkę Jana Wojciucha - kuriera z Cięciny.

 

Jan Wojciuch ur. 21.11.1919r. w Cięcinie, zm. 01.11.1981r.

Uczestnik kampanii wrześniowej jako żołnierz – ochotnik batalionu żywieckiego Obrony Narodowej. Brał udział w walkach od miejscowości Mosty aż po Oczków. Z Wołynia gdzie w toku działań wojennych zawędrował, powrócił w początkach miesiąca października 1939r. do miejscowości rodzinnej, biorąc udział w organizowaniu trójek konspiracyjnych. W tym to czasie został zatrzymany przez miejscowy posterunek niemieckiej policji i wraz z dziesiątkami innej miejscowej młodzieży odstawiony do „arbeitsamtu” w  Żywcu celem wywózki na roboty przymusowe do Niemiec. W tym samym dniu ucieka z owego „ arbeitsamtu” wyskakując przez okno na ulicę i przez Grojec, Bystrą i Brzuśnik wraca ostrożnie do domu rodzinnego. Zatrzymując się u sąsiadów dowiaduje się, że już szukają Go żandarmi niemieccy. W tej sytuacji rodzi się u Niego myśl aby przedrzeć się przez Słowację na Węgry i dalej do Francji do armii Sikorskiego, walczyć o Polskę. W tym czasie  dużo Polaków tą drogą emigrowało z pobudek patriotycznych i przed terrorem hitlerowskim z okupowanej Polski. Niektórym to się jednak nie udawało. Wpadali w łapy bądź to niemieckiej policji i straży granicznej, bądź też słowackiej policji ks. Tiso. Ci nieszczęśliwcy wędrowali potem do niemieckich więzień i obozów koncentracyjnych, jako zdecydowani wrogowie III Rzeszy. Dla upamiętnienia trzeba tu podkreślić, że z terenu miejscowości Cięcina wyruszyło do armii Sikorskiego we Francji via Węgry trzech patriotów, podoficerów WP, którym się jednak nie powiodło i złapani przez żandarmerię niemiecką skierowani zostali początkowo do więzień, a po odbyciu wyroków skierowani do obozu koncentracyjnego w Mauthausen – Gusen gdzie zginęli. Są to Józef Rułka, Stanisław Szczotka i Jan Biegun. Przeprowadzony przez w\w kuriera Jan Kowalczyk z Cięciny dotarł szczęśliwie z Węgier do Palestyny, brał udział w szeregach WP w walkach pod Monte Casino i tam zginął za Polskę .

Ponieważ relacjonujący Jan Wojciuch znał teren Słowacji od miejscowości Cadca po Bańską Bystrzyce, przeto dalsze przedzieranie się przez Słowację nie sprawiało Mu trudności. Po dwóch dniach zachowując ostrożność dotarł do miejscowości Losoncz ( Węgry ). Istniał tam obóz cywilnych uchodźców z Polski, którzy znaleźli się tam po zakończeniu kampanii wrześniowej 1939 r. Tam też przyjęto go i zakwaterowano. Kiedy po paru dniach odpoczął i oswoił się z warunkami pobytu na Węgrzech, został jako jeden z pierwszych przybyszów indywidualnych z Polski zaproszony na rozmowę do Budapesztu. W czasie tej rozmowy, która była prowadzona w budynku Attache WP na Donati utka przekonano Go, że ważniejsza będzie praca w organizacji przerzutowo – wywiadowczej niż Jego wyjazd organizującej się armii WP we Francji. Przekonany wreszcie o celowości i potrzebie utrzymywania łączności między Rządem Polskim we Francji, a władzami Polski podziemnej w Polsce, oraz na wyraźne życzenie pracowników Attachatu, przyjął propozycję prowadzenia placówki przerzutowej w Losoncz ( miasteczko węgierskie nad granicą Słowacji ) tak zaczęła się Jego działalność przerzutowa w drugiej połowie października 1939. Różnorodność form pracy i obowiązków Jego była różna. Przechwytywał napływających z Polski bez przerwy uchodźców, zaciągał od nich języka na okoliczność nastrojów wśród ludności polskiej na okupowanych terenach, o posunięciach cywilnych i wojskowych władz okupacyjnych w Polsce, ruchach wojsk, organizacji transportu i życia gospodarczego, o działalności policji, zaopatrzeniu ludności itd.

Osobników którzy wykazywali posiadanie ważniejszych wiadomości, lub byli wybitnymi specjalistami, kontaktował bezpośrednio z odnośnymi pracownikami polskich władz w Budapeszcie. Przede wszystkim otaczano wszystkich przybyszów z Polski opieką, zaopatrywano w ubrania, pomoc pieniężną, przydzielano lokum, wyżywienie, zaś po wypoczynku chętnych kierowano znanymi zakonspirowanymi trasami do Francji, a po upadku Francji na Bliski Wschód. Do obowiązków w\w należało też organizowanie lokum w prywatnych domach węgierskich dla przyjmowania wykradanych, internowanych żołnierzy polskich z obozów, a którzy wykazywali chęć wyjazdu do Wojsk Polskich na Zachodzie. Podstawową jednak czynnością relacjonującego było przerzucanie do Polski ludzi tam kierowanych ( emisariuszy ), poczty i gotówki, oraz organizowanie dróg przerzutowych. Drogi tatrzańskie bowiem jakie obsługiwali kurierzy z Podhala były z tytułu ich masowości pod ostrym obstrzałem Gestapo z Zakopanego ,Muszyny i Nowego Sącza. Dla tego zachodziła konieczność organizowania stale nowych dróg a także dróg zapasowych. Na podstawie relacji  opisuję dwie zorganizowane przez Niego drogi, które działały do końca wojny. Pierwsza to droga przerzutowa Losoncz - Jaworzynka lub Zwardoń, przez Zwoleń ,Bańską Bystrzycę, Żylinę i Cadcę, druga zaś Losoncz – Chyżne lub Podwilk przez Zwoleń, Różomberok,  Podzamek Orawski. Pierwsza z tych dróg przeznaczona była do przerzutu do Reichu druga zaś do Generalnej Gubernatorstwa. W styczniu 1940r. miejscowa placówka węgierskiego kontrwywiadu wpadła na trop Jego działalności przerzutowej do Polski i wysyłkowej na Zachód, aresztując wszystkich Węgrów z nim współpracujących. Relacjonującemu mi to Janowi Wojciuchowi udało się zbiec i pod zmienionym nazwiskiem zakonspirować w obozie Ebed. W tym to czasie na polecenie władz polskich w Budapeszcie wyjechał na teren Żywiecczyzny aby obserwować przebieg akcji wysiedleńczej ludności polskiej do G.G. Trwało to około dwóch tygodni. Po powrocie do Budapesztu i złożeniu sprawozdania podjął bezpośrednią akcję kurierską na trasie Budapeszt – Warszawa. Nadmienia, że rozgromiona placówka przerzutowa w Losoncz została odbudowana w innym składzie i przy Jego wydatnej pomocy. Mieszkając w Budapeszcie zameldowany był oficjalnie w pensjonacie przy Kossuth Lajos utca, zaś dwie meliny zapasowe jakie posiadał znajdowały się przy ulicy Mester ut. i u Polaków w dzielnicy Kobanyi.

Co robił jako bezpośredni kurier. Około dwa razy miesiącu, względnie jeden raz wysyłany był do okupowanej Polski. Co przewoził ? Zaszyfrowane polecenia i rozkazy, emisariuszy, gotówkę, zaś z Polski różne sprawozdania organizacyjne podziemia , materiały wywiadowcze, oraz czasem zagrożonych ludzi z kierownictwa walczącej Polski. Innych osób przerzucać Mu ze względu na bezpieczeństwo sprawy nie było wolno. Niemniej w dwóch przypadkach złamał rozkaz, kiedy to ulegając usilnym prośbą i na własną odpowiedzialność przeprowadził cztery osoby w tym swego kolegę a późniejszego kuriera Franciszka Pielę z Cięciny. Jan Wojciuch twierdzi że materiał na kuriera musiał posiadać takie predyspozycje jak : duża odporność psychiczna, wytrzymałość fizyczna , duży spryt, orientację oraz umiejętność nawiązywania  kontaktów z ludźmi i zaciągania języka. Na przestrzeni od października 1939 r. do czerwca 1941 r. Jan Wojciuch 29 razy przekroczył granicę

węgiersko – słowacką i słowacko – polską na  trasie Węgry – Polska i z powrotem. Przeniósł do Polski i doręczył w Warszawie na punktach kontaktowych (jedna z bibliotek w Al. Niepodległości lub prywatna restauracja na ul. Puławskiej ) względnie w Krakowie w byłym gmachu Banku Emisyjnego GG około 500 tys. dolarów USA, oraz około 6 mln. złotych które po klęsce wrześniowej znalazły się na Węgrzech , a potem przez kurierów przekazane zostały do okupowanej Polski i wymienione na tak zwane młynarki. Młynarki były to złote polskie wprowadzone  do obiegu przez okupanta  w GG. Poza tym przeniósł do Polski masę poczty w postaci rozkazów, instrukcji dla władz walczącej Polski , przeprowadził pewną ilość emisariuszy, oraz wyprowadził z Polski ludzi zagrożonych i potrzebnych do bezpośredniego złożenia relacji o sytuacji w okupowanej Polsce. Przy tej działalności nie obeszło się również bez wpadek. Jedna z nich nastąpiła w mieście Zwoleń na Słowacji, podczas przenoszenia do Polski paczki z szyfrem. Miał też przy sobie sporo gotówki w różnych walutach na pokrycie kosztów przejazdu przez terytorium Węgier, Słowacji, Niemiec i Generalnego Gubernatorstwa. Doprowadzony do komisariatu słowackich „ziandarmów” zmylił ich czujność i w mrocznym korytarzu wyrzucił niesioną pocztę i mały pistolet za drzwi dużej bramy, czego nie zauważyli. Pieniądze natomiast odebrali Mu do depozytu i odprowadzili do prymitywnego aresztu policyjnego, gdyż miał być na drugi dzień przesłuchany przez komisarza i odstawiony do granicy niemieckiej do rąk Gestapo. Gdy znalazł się w celi zaczął rozmyślać nad swoją sytuacją i uratowaniem przesyłki. Ponieważ drzwi aresztu nie były dobrze obkute, przeto wziął się za wyważanie przy pomocy nogi i gwoździa od pryczy i po północy udało Mu się drzwi wyważyć. Wtedy powziął śmiałą myśl odebrania siłą gotówki, gdyż paczkę i pistolet odnalazł za drzwiami gdzie przed paroma godzinami porzucił. Śmiało wszedł do biura komisariatu „ziandarmów” gdzie zastał zaspanego policjanta i celując w niego z pistoletu krzyknął „ruku hore" (ręce do góry). Policjant posłusznie wykonał polecenie, On zaś wyciągnął swoje pieniądze z szuflady, zerwał telefon, rozładował broń owego policjanta, zamknął drzwi i szybko wyszedł. Po opuszczeniu komisariatu schronił się u sprzyjającego Mu dyżurnego stacji kolejowej Zwoleń i tam spokojnie przeczekał dwa dni, aż sprawa przycichnie. Nadmienia również, że sterroryzowanemu policjantowi słowackiemu dał 50 dolarów na libację dla nich, z tym że nie będą więcej aresztować Polaków. Drugi wypadek zdarzył się w drodze powrotnej na Węgry na granicy słowacko – węgierskiej. Przekraczając granicę szedł w jej pobliżu przez łan zboża i wtedy to natknął się na słowacki patrol graniczny. Szybko zaczął biec w stronę granicy węgierskiej tak aby nie mogli  strzelać w kierunku obcego terytorium. Ci zaś chcieli Go chwycić żywcem i puścili się pędem za Nim. Relacjonujący Jan Wojciuch znając teren skręcił w kierunku urwiska czynnej cegielni, zjechał szybko za pośrednictwem pośladków w dół wysokiej skarpy, dopadł rzeczułkę graniczną i wpław przepłynął na stronę węgierską. Jeden ze strażników zaś rozpędzony za Nim nie mógł się zatrzymać nad urwiskiem i spadając w dół wpadł w błoto przygotowane do wyrobu cegły ręcznym sposobem, przeklinając siarczyście nieznanego przemytnika „madziarskiego”. trzeci przypadek jaki się Mu przydarzył w Jego karierze kurierskiej miał miejsce w zimie 1940/1941 r. w okolicy Podwalik koło Chyżnego na granicy słowacko –polskiej. Z dala od granicy w samym środku wsi zjeżdżają na nartach najechał na niemieckiego strażnika granicznego zaczajonego pod starym domem. Kiedy go zobaczył zdążył utopić paczkę z około 70 tysiącami dolarów i pocztą w głębokim śniegu i wpadł w jego ręce. Odstawiony do Nowego Targu wytłumaczył się pochodzeniem ukraińskim, co było zgodne z prawdą gdyż posiadał fałszywy dowód wydany w miasteczku Dolina koło Lwowa, skąd rzekomo pochodził i uciekł stamtąd przed Bolszewikami, których jakoby nienawidził. Został za to pochwalony przez niemieckich żandarmów i zwolniony. Poruszanie się w strefie granicznej wytłumaczył chęcią zakupienia żywności i zabłądzeniem. Po zwolnieniu powrócił na miejsce aresztowania, odnalazł porzuconą w śniegu paczkę i doręczył ją w Warszawie. Czwarta i ostatnia Jego wpadka w działalności kurierskiej miała miejsce w dniu napaści Niemiec na ZSRR tj. w dniu 22. 06. 1941r. z winy słowackich antyfaszystów. Poinformowali oni Jana Wojciucha, że trasa przez Różomberok i Podzamek Orawski nie jest kontrolowana i można śmiało jechać tą trasą w kierunku Polski. Informacja ta jak się okazało nie pokrywała się z prawdą, gdyż okazało się że wszystkie pojazdy były na drogach kontrolowane przez mieszane patrole niemiecko – słowackiej żandarmerii polowej z uwagi na wzmożone transporty wojskowe na Wschód. Jadąc samochodem będącego na jego usługach taksówkarza, natknął się w okolicy Podzamka Orawskiego na patrol wojskowy który dokonał skrupulatnej rewizji samochodu, a znalazłszy w masce motoru paczkę zaszyfrowanej korespondencji zaaresztował Go wraz z taksówkarzem. Odstawiony został natychmiast do Bratysławy na Komendę Policji Politycznej i po około miesięcznym śledztwie przekazany placówce Gestapo w Muszynie Zdroju, gdzie zaczęła się prawdziwa gehenna delikwenta. Nie do opisania tortury trwały tam przez okres około trzech tygodni o każdej porze dnia i nocy. Następnie odesłany został do więzienia gestapowskiego w Nowym Sączu gdzie w dalszym ciągu trwało wyrafinowane śledztwo. Do dziś cierpi On na pourazowe bóle odniesione podczas owego śledztwa. Następny etap to obóz koncentracyjny w Oświęcimiu, gdzie otrzymał nr 24739 i Mauthausen gdzie posiadał numer więźnia 462. W obozach przebywał do końca wyzwolenia tj. do dnia 05.05.1945r.

Jan Wojciuch twierdzi, że 29 przejść licząc jako jedno przejście trasę Węgry – Polska i z powrotem to nie jest mało, ale też nie a dużo. Jego niektórzy koledzy – kurierzy z Podhala mieli po 40 i nawet 60 przejść. Był nawet jeden taki, a nazywał się Kotarba Franciszek z Krościenka z którym bardzo dobrze się znał z Budapesztu z tego okresu, to chodził on na trasach do końca wojny. Inni mieli o wiele mniej i też z tragicznymi następstwami. Złapanych bowiem kurierów z reguły po okrutnych metodach śledczych jakimi byli poddawani rozstrzeliwano, bądź też wysyłano do obozów koncentracyjnych co równało się śmierci. Aby długo pracować na trasach kurierskich trzeba było mieć oprócz innych walorów, osławiony łut szczęścia. Pomimo wszystkiego trzeba stwierdzić, że koledzy z tras kurierskich bez względu na to jak długo pracowali, wypełnili swoją powinność patriotyczną wobec swej ojczyzny, dobrowolnie płacąc daninę krwi i cierpień. Jan Wojciuch po wyzwoleniu jakiś czas współpracował z Polską Misją Czerwonego Krzyża w Austrii, a po powrocie do kraju pomimo nadszarpniętego zdrowia wskutek przeżyć i doznań podjął pracę przy odbudowie kraju.          

Artykuł napisany na podstawie wspomnień Jana Wojciucha. Materiał udostępniony przez p. Stefana Pielę.

autor: fiddler

Przeczytaj artykuł o tablicy upamiętniającej kurierów i partyzantów

Polecamy również inne artykuły z cyklu Sławni Cięcinianie:

Augustyn Dziedzic - wykładowca, trener, olimpijczyk

Antoni Jurasz - aktor teatralny i filmowy

Anna Gębala - olimpijka, wielokrotna mistrzyni Polski

Stanisław Janik - nasz rodak, bohaterski obrońca Tczewa

Komentarze   

0 #1 janek 2009-06-28 22:38
..pojęcie "podjął pracę przy odbudowie kraju".Czy nie można by go bliżej określić?

Dodaj komentarz

Kod antyspamowy
Odśwież

Kronika Cięciny

 
als logo
 
Akcja Renowacja
  


Nasi partnerzy


 
Arkom logo
rysianka_team
Żywiec Zdrój logo
mcd electronics
Przedszkole AKUKU
mcd electronics
 
Pomoc dla Marcina Walusiaka
Pomoc dla Majki Galica

Facebook

 fb

 
 
Pomoc dla Majki Galica
Pomoc dla Michała Gluzy
 
Pomoc dla Grażyny
Pomoc dla Grażyny Witos-Fabian

Komentarze | Ostatnio dodane

Fotoforum | Ostatnio dodane zdjęcia